
Bywają ludzie, którzy przesuwają świat o milimetr, czasem o metr, czasem o całe epoki. Potem, zupełnie jakby nic się nie stało, potykają się o własne słowa, decyzje, wybory. Można ich uwielbiać, można się z nimi nie zgadzać, ale jedno trudno zanegować: zanim ktokolwiek zaczął ich rozliczać, zrobili coś, czego inni bali się zrobić.
Greta Thunberg była jeszcze nastolatką, kiedy usiadła z kartonem przed szwedzkim parlamentem. Jedna kartka, dziewczyna, zdanie i nagle młodzi ludzie na całym świecie zaczęli pytać dorosłych, dlaczego nikt nie reaguje. Lata później ta sama Greta stanęła na demonstracjach w obronie Palestyny i tu świat się podzielił. Jedni widzieli w tym głos empatii, inni jednostronność. Ona jakby wciąż robiła to samo. Stawała tam, gdzie czuła, że powinna. Zanim pojawiły się nagłówki, komentarze i interpretacje, była tylko dziewczyna, która nie bała się usiąść na zimnym chodniku.
W Polsce mieliśmy swoje chodniki, płoty i momenty odwagi. Lech Wałęsa jednego dnia był robotnikiem, drugiego ikoną, trzeciego Noblistą. Przeskoczył płot stoczni i pociągnął za sobą tysiące. Potem przez lata wracało pytanie o rzekomą współpracę z SB. Sąd lustracyjny go oczyścił, IPN widział w dokumentach coś innego. Spór toczy się do dziś, a jego życiorys rozciągnięto między legendę a kontrowersję. Zanim jednak pojawiły się te wszystkie teczki, ktoś musiał pierwszy krzyknąć dość.
Daleko stąd, w zupełnie innym świecie, Mahatma Gandhi prowadził miliony ludzi bez jednego strzału. Marsz, głodówki, determinacja większa niż głośniki całego imperium, które próbowało go uciszyć. Jednocześnie w jego prywatnym życiu pojawiały się rysy, których nie da się nie zauważyć. Wczesne wypowiedzi o czarnych Afrykanach, które dziś budziłyby oburzenie, czy jego późniejsze, budzące wątpliwości eksperymenty czystości. Trudno jednak wymazać fakt, że jego upór zmienił los kraju, który przez stulecia nie miał prawa głosu.
I jest jeszcze ona Matka Teresa. Obraz dobroci, pochylenia nad umierającymi, człowiek, który zbudował zakony i domy dla tych, których świat nie chciał znać. Jednocześnie pojawiała się krytyka dotycząca warunków w niektórych domach, braku skutecznych metod uśmierzania bólu, idealizowania cierpienia. Jedni widzieli świętość, inni pytania, które nie dawały im spokoju. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim stała kobieta, która po prostu brała trędowatych ludzi z ulicy, kiedy reszta odwracała wzrok.
Cyfrowy świat też ma swoich bohaterów i antybohaterów w jednym ciele. Elon Musk, facet, który posłał samochód w kosmos, a zanim kurz opadł, memy zdążyły już opisać go lepiej niż biografowie. Twórca rakiet wracających same na Ziemię, elektrycznych aut, które stały się symbolem epoki. Z drugiej strony przejęcie Twittera i wojny o moderację treści, oskarżenia o wzrost mowy nienawiści, ostre wypowiedzi polityczne. Postać, przy której nie da się przejść obojętnie, ale też postać, której projekty zmieniły całe branże.
Kiedy tak patrzy się na nich wszystkich obok siebie, coś zaczyna się klarować. Że świat naprawdę zmieniają ci, którzy wychodzą na scenę, nie ci, którzy siedzą na widowni i oceniają. Że każdy z nich miał moment, w którym zrobił coś, czego inni nie potrafili, a potem moment, w którym zrobił coś, co inni wyciągnęli przeciwko niemu. Że odwaga i kontrowersja często mieszkają pod tym samym dachem. Między wierszami jest myśl najprostsza. Nie trzeba być idealnym, żeby zrobić coś ważnego. Trzeba tylko wstać w odpowiedniej chwili.



